Absurd historii naturalnej – albo, dlaczego ludzie są 'rybami'
Ludzkie pragnienie klasyfikowania jest być może najsilniejsze, gdy chodzi o historię naturalną. Od lat dziecięcych jesteśmy uczeni, aby umieszczać zwierzęta, które spotykamy w muzeach, salonach i środowisku naturalnym w dyskretnych kategoriach. W szkole i w telewizji uczą nas różnic między grupami takimi jak płazy i ryby.
Ale sposób, w jaki organizujemy informacje o świecie przyrody – oddzielne sale wystawowe, szklane gabloty, kategorie taksonomiczne – są prawdopodobnie sprzeczne z rozmytymi krawędziami i ciągłą zmiennością prawdziwej natury. Te ludzkie sposoby spotykania, standaryzowania i mówienia o przyrodzie są tematem nowej wystawy w londyńskiej Wellcome Collection. Nie jest to raczej wystawa historii naturalnej, ale Making Nature: Jak widzimy zwierzęta jest wystawą o historii naturalnej. Bada ona, w jaki sposób angażujemy się w świat przyrody i próbujemy nadać mu sens.
Świat jest niekończącym się dostarczycielem cudów zbyt licznych, by je zapamiętać – aby nadać sens 1,2 mln opisanych do tej pory gatunków (a może istnieć 100 mln gatunków nieopisanych), historycy przyrody muszą wymyślić system porządkowania ich i informacji o nich.
To okazało się trudne do roku 1735, kiedy szwedzki botanik Carl Linnaeus zaproponował system umieszczania gatunków w hierarchicznych grupach, który się przyjął. W dzisiejszym rozumieniu szczur może być jednocześnie szczurem, gryzoniem, ssakiem, kręgowcem i zwierzęciem. Takie taksonomiczne myślenie jest naprawdę ważne dla tego, jak rozumiemy świat i nasze w nim miejsce, ponieważ każdy z tych terminów zawiera ukrytą informację o tym, jak odnoszą się one do innych grup. To zgrabnie umieszcza świat w pudełkach.
Chociaż z pewnością nie było to intencją Linneusza (wierzył, że badanie przyrody ujawni boski porządek stworzenia Bożego), hierarchiczne taksonomie mówią nam wiele o historii ewolucyjnej zwierząt, ponieważ ze swej natury pokazują, co pochodzi od czego. Te informacje są prawdziwe i prawdziwe, ale jak to się często mówi, pszczoła nie dba o to, że jest pszczołą. Taksonomia jest sztywną ludzką konstrukcją, która jest narzucona na wierzch kakofonicznej niepewności prawdziwego dzikiego świata.
Jednym z centralnych dogmatów nowoczesnej taksonomii jest to, że każda grupa musi zawierać, z definicji, wszystkie grupy, które ewoluują od niej. Tak więc szczury nie przestały być ssakami, gdy grupa gryzoni oddzieliła się od drzewa ewolucyjnego. Każda gałąź na drzewie życia jest uważana za członka wszystkich swoich macierzystych gałęzi.
To znaczy, na przykład, nie może być definicja ryby, która nie obejmuje wszystko, co wyewoluowało z ryb. Podążając za tą logiką można by twierdzić, że jako płazy wyewoluowały z ryb, płazy są rybami. Ssaki wyewoluowały ze zwierząt, które wyewoluowały z płazów, więc ssaki są rybami. My jesteśmy rybami. Podczas gdy każdy biolog wie, że to zagadka, i że nie ma biologicznej definicji dla tego, co większość ludzi uważa za „ryby”, decydują się nie martwić o to, bo to jest pomocne, aby myśleć o żyjących pływanie „ryby” jako grupy. Taksonomia jest przydatna i ma dużo sensu, dopóki nie jest.
Zarządzam Grant Museum of Zoology na University College London. Jako kolekcja założona w celu nauczania zasad ewolucji w 1828 roku (31 lat przed publikacją Darwina na ten temat), szkielety w Grant Museum zawsze były ułożone taksonomicznie. To nienaturalny sposób ich prezentacji, bo choć należą do tego samego rzędu ssaków, lwy nigdy nie byłyby widziane z morsami poza muzeum.
Umieszczając je razem, skupiamy się na jednym aspekcie sposobu, w jaki je postrzegamy: przez pryzmat ewolucji. Ale w ten sposób pozbawiamy te gatunki wielu z ich istoty bytu. Tak, lwy i morsy są mięsożerne (jeden zjada inne ssaki, drugi małże), i tak, mają wspólną anatomię wynikającą ze wspólnego przodka, ale co to nam tak naprawdę o nich mówi? W muzeum przestają być dzikimi zwierzętami, a stają się statycznymi artefaktami zaaranżowanymi w wybranym przez nas ludzkim systemie. Jest to ćwiczenie zarówno w pojmowaniu, jak i kontrolowaniu.
I łatwo jest wyobrazić sobie okazy zwierząt w muzeum jako prawdziwych przedstawicieli swoich gatunków – szkielety są przecież skręcane razem, a taksydermia naciągana na miejsce przez ludzi. Takie konstrukcje są pełne uprzedzeń i nieporozumień, a czasem także politycznych motywacji ludzi, którzy je konserwowali i zamawiali. Umieszczając wściekły wyraz twarzy na taksydermicznym tygrysie czy lisie – co było powszechną wiktoriańską tendencją – muzeum przedstawia zwierzę jako dziką bestię. Takie decyzje mogą być słabą reprezentacją temperamentu zwierząt w życiu.
A „prawdziwe” okazy muzealne z niedokładnościami anatomicznymi są powszechne. Stopień, w jakim słynny mors Horniman został przepchany, jest cudem tapicerstwa – taksydermista nie zdawał sobie sprawy, że morsy są pomarszczone. W Grant Museum mamy taksydermię echidny – kolczastego krewniaka platfusa – z nogami, które zostały przekręcone o 180°, aż się rozerwały, ponieważ taksydermista nie uznał za prawdopodobne, że zwierzęta mogą mieć stopy skierowane do tyłu. W życiu, stopy echidny są przystosowane do pionowego kopania i skierowane do tyłu.
Muzea historii naturalnej są dla wielu osób istotną drogą do inspiracji światem przyrody. Większość zoologów – w tym ja – przypisałaby przynajmniej część swojego „powołania” czasowi spędzonemu w muzeach. A muzea są wspaniałe – często celowo zakładane i nieustannie starające się angażować ludzi w świat przyrody. Ale czasem łatwo zapomnieć, że historia naturalna jest z natury nienaturalna.