So Close, and Yet So Far Away

Na długo przed tym, jak wiedziałem bardzo dużo o czymkolwiek związanym z seksem, robiłem to, co robi wielu młodych mężczyzn, czyli oczywiście umieszczałem pustą rolkę po papierowym ręczniku na moim penisie i ssałem z nadzieją tekturowy koniec. Dobra, może nie wszyscy to robią; byłem trochę zdezorientowany co do zasady ssania. I teraz jestem trochę zażenowany tą historią, chociaż minął już cały rok od tego wydarzenia i jestem dziś o wiele lepiej poinformowany na temat fellatio. Och, uspokój się, ja tylko żartuję.

Reklama

No cóż, tak jakby. W rzeczywistości próbowałem tego wyczynu, ale miałem wtedy 12 lub 13 lat, co, aby dać wam wyraźniejsze poczucie mojej niewiarygodnej wiedzy cielesnej w tym wieku, jest również mniej więcej w tym czasie, gdy z wielką pewnością siebie przedstawiłem mojej starszej siostrze, że „obciąganie” polega na używaniu ust do dmuchania chłodnym powiewem na odbyt innej osoby.

Aby więc uniknąć podobnych nieporozumień, zdefiniujmy jasno nasze pojęcia. Autofellatio, czyli temat, którym się zajmujemy – a raczej nie zajmujemy – to branie do ust własnych genitaliów w celu osiągnięcia przyjemności seksualnej. Terminologia jest tu ważna, ponieważ co najmniej jeden zespół psychiatrów piszących na ten temat rozróżnia autofellatio i „selfirrumatio”. W seksie nonsolo, fellatio widzi większość akcji w partii ssania, podczas gdy irrumatio ma w sobie więcej z elementu pchnięcia, gdzie usta drugiej osoby służą jako pasywny pojemnik na prącie. (Stąd barwny i raczej agresywnie brzmiący slang dla irrumatio – „face-f*cking”, „skull-f*cking”, i tak dalej).

Reklama

W każdym razie, mój akt z rolką papierowego ręcznika był po prostu „planem B” w tym wieku, daremnym sposobem na obejście oczywistych anatomicznych ograniczeń oralnej samogracji. Alfred Kinsey i jego koledzy donieśli w Sexual Behavior in the Human Male, że „znaczna część populacji odnotowuje próby samozaspokajania się, przynajmniej we wczesnym okresie dojrzewania”. Niestety, zważywszy na to, że nasz gatunek ma kłopotliwe żebra i niezdecydowany kręgosłup, Kinsey oszacował, że tylko dwóch lub trzech na 1000 mężczyzn jest w stanie osiągnąć ten wyczyn. Jest też historia włoskiego dekadenckiego poety, Gabriele d’Annunzio, któremu podobno usunięto kość, by ułatwić ten akt, albo ten stary skecz Saturday Night Live, w którym Will Ferrell zapisuje się na zajęcia jogi tylko po to, by stać się na tyle giętkim, by spuścić się na własny organ. Ale prawda jest często dziwniejsza od fikcji. W 1975 roku psychiatra Frances Millican i jej koledzy opisali prawdziwy przypadek „bardzo zaburzonego” pacjenta, który nauczył się Jogi właśnie z tego powodu.

Teraz, możesz myśleć, że bycie jednym z tych ultrabywalnych 0,25 procent populacji to wszystko zabawa i gry. (Wszyscy słyszeliśmy te dowcipy o tym, że nigdy nie trzeba wychodzić z domu.) Ale pomyśl jeszcze raz. Istnieje długa i niefortunna historia patologizowania tego zachowania; psychiatrzy opisywali jego wyznawców jako niedostosowanych seksualnie, tkwiących w infantylnym stanie zależności od ssania, a nawet motywowanych tłumionymi pragnieniami homoseksualnymi. Weźmy przypadek opisany przez psychiatrów Jesse’ego Cavenara, Jean Spalding i Nancy Butts, którzy w 1977 roku napisali o samotnym, 22-letnim żołnierzu, który obcałowywał się od 12 roku życia. Doprowadzał go do szaleństwa „fakt, że fizycznie mógł objąć tylko żołądź, a chciał móc objąć więcej”. Szczerze mówiąc, to musiało być tak – och, jakiego słowa szukam… jest na samym końcu mojego języka – frustrujące, dla tego biednego żołnierza. To jest ostateczny kogut tease, jego bycie tak blisko, a jednocześnie tak daleko.

Reklama

Od czasów Freuda, psychoanalitycy poszli do miasta na temat autofellatio. W artykule psychiatry Franka Orlanda z 1971 roku, widzimy typowy, pełen żargonu język używany do analizy „symbolicznych” podstaw autofellatio, które jest konceptualizowane jako wirtualny „pierścień narcyzmu”:

… autofellacja reprezentuje odtworzenie wczesnego stanu infantylnego, w którym intrapsychiczne reprezentacje obiektów zewnętrznych są oddzielone od obiektu ja, przy współistniejącej pasożytniczej symbiozie z obiektem zewnętrznym. Poprzez zjawisko autofellatio, ego przywraca konieczne panowanie nad reprezentantem obiektu zewnętrznego jako obronę przed utratą obiektu i w celu przywrócenia pasożytniczej fuzji z sutkiem-piersią.

Reklama

To, panie i panowie, jest niekłamaną psychobełkotem – i mówię to jako psycholog. Czasami ludzie są zmotywowani do lizania własnych genitaliów, bo po prostu czują się dobrze. Oczywiście, zawsze znajdą się tacy, jak wątpliwy mistrz jogi, którzy posuną się trochę za daleko i dla których autofellatio przyczynia się do choroby psychicznej. Wspomniany wyżej żołnierz, który nie mógł posunąć się wystarczająco daleko, stał się tak sfrustrowany przez swoje na wpół spełnione fantazje, że kiedy masturbował się w staroświecki sposób, mógł osiągnąć punkt kulminacyjny tylko poprzez wyobrażanie sobie, że sam się obala.

Pierwszy opublikowany przypadek psychiatryczny autofellatio, który pojawił się w American Journal of Psychiatry w 1938 roku, był również jednym z najbardziej oburzających i patologicznych. Pacjentem był 33-letni sprzedawca sklepowy, który, zanim został skierowany do psychiatrów z Yale, Eugena Kahna i Ernesta Liona, właśnie zakończył 60-dniowy wyrok więzienia za napaść seksualną. „Wśród jego perwersyjnych praktyk”, wyjaśniają autorzy, „były pedofilia, cunnilinguizm, akty homoseksualne (fellatio, sodomia i wzajemna masturbacja), ekshibicjonizm, transwestytyzm, fetyszyzm, algolagnia, voyeuryzm i podglądactwo”. Ale mniejsza o te wszystkie waniliowe parafilie. Psychiatrów tego mężczyzny szczególnie zaintrygował jego bardziej niezwykły nawyk. Ten ich pacjent wydaje się być przebiegłym, małym charakterem. Autorzy opisują go jako nieco zniewieściałego pod względem postawy, chodu i manier; miał tylko 5 stóp i 2 cale wzrostu – „nieco szczupły i o szerokich biodrach”, napisali, z „kobiecym wzorem rozmieszczenia włosów łonowych” i „jego odruch kneblowania jest bardzo powolny”.

Reklama

Pacjent był trzecim najstarszym z ośmiorga dzieci i dorastał w surowej, religijnej rodzinie, przeciwko której, zdaniem lekarzy, buntował się, rażąco naruszając ich wysokie standardy moralne. Opowiadając psychiatrom o początkach swojego zainteresowania autofellatio, zaniepokojony urzędnik wspominał, że w wieku 14 lat został zaproszony przez „kalekiego chłopca” do uprawiania z nim seksu oralnego. Pacjent, będąc nieśmiałym, odrzucił tę propozycję, ale myśl o tym nie dawała mu spokoju i, nie mając odwagi zwrócić się do nikogo innego, wziął sprawy w swoje ręce: „Próbował noc w noc, coraz bardziej wyginając plecy, aż w końcu udało mu się to w sierpniu 1923 roku”. (Zbliża się 89. rocznica tego wydarzenia, jeśli chcecie zaznaczyć ją w swoim kalendarzu). Okazuje się, że podobało mu się to tak bardzo, że nawet pośród długiej litanii perwersji, które lubił, self-irrumatio natychmiast stało się jego ulubionym aktem autoerotycznym.

W dziwny sposób, w rodzaju psa Pawłowa, autorzy opisują nawet jak seksualnemu podnieceniu mężczyzny od tego czasu towarzyszyło „uczucie zwężenia w gardle”. To musi być strasznie denerwujące uczucie, wyobrażam sobie, i najwyraźniej również takie, które niełatwo rozwiązać. „Próbował zapewnić sobie zastępczą gratyfikację”, mówią autorzy, „paląc papierosy lub stymulując gardło bananem, płynem do płukania pochwy lub trzonkiem od miotły. Przyniosły one różne stopnie satysfakcji.” I najwyraźniej udało mu się pokonać swoją młodzieńczą nieśmiałość i brak pewności siebie, też – szczególnie lubił się obalać na oczach zszokowanej publiczności.

Od tego początkowego opisu przypadku przez Kahna i Liona, garść innych pojawiła się na przestrzeni lat, z kolejnymi badaczami próbującymi znaleźć zestaw wspólnych mianowników osobowości u tych, którzy wolą autofellatio od innych form seksu. W artykule z 1954 roku w Psychoanalytic Review, na przykład, William Guy i Michael Finn zauważyli zaczynający się wyłaniać motyw. „We wszystkich opisach klinicznych”, zauważają autorzy, „można znaleźć wielokrotnie takie wyrażenia jak wrażliwy, nieśmiały, bojaźliwy, zniewieściały i pasywny”. To jest kod dla „queer”, jak sądzę, i w rzeczywistości inni autorzy bardziej wyraźnie zauważyli często tłumione pragnienia homoseksualne u tych autofellatorów.

W rzeczywistości, sądząc po skąpej literaturze, jednym z wielkich pytań psychoanalitycznych, które nie zostało jeszcze zadowalająco rozwiązane, wydaje się być zakres, w jakim angażowanie się w autofellatio – lub być może po prostu pragnienie zrobienia tego – sygnalizuje ukryty erotyczny pociąg do tej samej płci. Podejrzewam jednak, że nadreprezentacja homoseksualnych mężczyzn w dawnych opisach przypadków jest po prostu odzwierciedleniem etosu kulturowego tamtych czasów. Najnowsze badania psychiatryczne nad autofellatio pochodzą z końca lat siedemdziesiątych (mniej więcej w czasie, gdy szczególny uścisk Freuda na psychiatrii stracił swoją słabą moc), a wcześniejsze z lat trzydziestych, więc z reguły opisywani w nich mężczyźni stawali w obliczu bezpodstawnych moralizatorskich nakazów przeciwko homoseksualizmowi. A to oznaczało, że penisy innych mężczyzn były bardzo trudno dostępne. Nie jest więc niczym dziwnym, że ci, którzy byli zbyt przerażeni, by wykonać fellatio na innym mężczyźnie, nabawili się ciężkich nerwic po oddaniu się własnym penisom.

Reklama

Artykuł z 1946 roku z American Journal of Psychiatry stanowi przykład tego zjawiska. Sprawa dotyczy 36-letniego, wysoce inteligentnego, uosobionego, ale dziewiczego sierżanta sztabowego (nie mylić z wojskowym, którego poznaliśmy wcześniej) z ukrytymi pragnieniami homoseksualnymi. Według oficjalnych danych, po raz pierwszy dokonał on autofellatio w wieku 13 lat, ale tak bardzo przestraszył się tego „impulsu”, że nie chciał już nigdy więcej tego robić – to znaczy, aż do miesiąca przed przybyciem na oddział psychiatryczny szpitala. Po zrobieniu sobie selfie na osobności, sierżant popadł w paranoję, że inni żołnierze w jakiś sposób wiedzą o jego autofellatio i że każdy najmniejszy uśmieszek, szept czy odwrócone spojrzenie dotyczy tego przekroczenia. Doznał załamania nerwowego, słysząc słowo „chuj”, które tak swobodnie i żartobliwie krążyło po wojskowych koszarach, przekonany, że było ono przeznaczone właśnie dla niego.

To raczej smutny koniec dla niego, zbyt, ponieważ pomimo jego odpowiedzi dobrze na zapewnienia lekarzy, że był zbyt paranoidalny, sierżant został zwolniony za bycie „nie dłużej adaptacji w ramach służby wojskowej.” Terapeuci przydzieleni do tego przypadku, major Morris Kessler i kapitan George Poucher, doszli do dość dziwnego wniosku, z którym mam przeczucie, że możesz się nie zgodzić: „Samowystarczalność seksualna,” piszą, „czy to poprzez masturbację czy autofellatio, jest równoznaczna z posiadaniem powinowactwa do własnej płci.” Innymi słowy, gdybyście byli fanami ręcznej masturbacji w 1946 roku, moi heteroseksualni męscy przyjaciele, zostalibyście naznaczeni jako tajny homoseksualny zboczeniec, który lubi penisy tak bardzo, że robi sobie robótki ręczne. To uczyniłoby autofellatio diabelnie trudnym przypadkiem w ramach Clintonowskiego zakazu „Don’t Ask, Don’t Tell” dotyczącego gejów w wojsku, gdyby wtedy powstał. A tak na poważnie, życzę powodzenia tym ignoranckim dniom przeszłości. Dla każdego co innego – całkiem dosłownie w przypadku autofellatio.

Wiem, wiem, nie miałem nawet okazji porozmawiać o autofellatio u kobiet. Biorąc pod uwagę jeszcze poważniejsze przeszkody anatomiczne związane z brakiem wystającego aparatu rozrodczego, takie zachowanie u kobiet może być wręcz niemożliwe. Przyznaję, że nie wiem; i nie ma o tym wzmianki w literaturze naukowej. Najbliższym kobiecym porównaniem do autofellatio, na jakie się natknąłem, jest przypadek kobiet, które ssą z własnych piersi, w celach seksualnych lub innych. Jeden z terapeutów pisze o szczególnie samowystarczalnej pacjentce, która miała taki zwyczaj. Kiedy zapytał ją dlaczego, odpowiedziała tylko: „Jestem głodna”. Ale to już inny artykuł na inny dzień.